Zawsze twierdziłam, że Rodzicielstwo Bliskości jest nie dla mnie. Nie lubię współspania, chustujemy się owszem ale karmienie piersią już nie do końca leży w kręgu moich największych zainteresowań... "Generalnie jakoś mnie ta sekta nie kręci".
A wiecie dlaczego? Bo pierwsze spotkanie z RB przebiegło w niewłaściwy sposób, uprzedziłam się z powodu wszystkich tych rzeczy którymi obrasta sam termin. A przecież nie jest to lista obowiązków, nikt nie zmusza do spania razem, do wychowywania dzieci bezstresowo, do chodzenia boso po rosie i rodzenia na polanie. Z każdej filozofii, z każdego nurtu można wziąć tylko to, co dla nas dobre, co pozostaje w zgodzie z naszym światopoglądem czy stylem rodzicielskim.
To wszystko świetnie wyjaśnia Agnieszka Stein w swojej książce "Potrzebna cała wioska", mówi dlaczego ten styl życia ma taki sobie PR. A była to pierwsza książka o tej tematyce z jaką się spotkałam (inne teksty autorki znajdziesz tutaj). Co dziwne, porwała mnie totalnie, dziwne bo nigdy nie było mi bliskie wszystko to o czym piszę wyżej. A Agnieszka Stein podchodzi do tematu z zupełnie innej strony, to od niej dowiedziałam się co leży u podstaw, okazało się, że to najbardziej elementarne założenia jakimi w pierwszym odruchu kieruje się każdy rodzic. Bo nawet jeśli dajesz dziecku karę, to w pierwszej chwili masz ochotę ją odpuścić, nie chcesz wcale sprawiać przykrości najważniejszemu człowiekowi w swoim życiu, nie? Ale analiza prowadzi nas chwilę później w różnych kierunkach...
"Potrzebna cała wioska" to rozmowa dwóch psychologów, jednocześnie dwóch mam, przy czym jedna występuje w roli specjalisty, druga zadaje pytania. Właściwe pytania. A odpowiedzi są zaskakujące, oczywiste i niewiarygodne jednocześnie... Oj, długo by opowiadać. Otworzyła mi oczy na drogę, jaką zapragnęłam pójść w swoim macierzyństwie dlatego chcę bardzo, bardzo polecić ją wszystkim tym, którzy mają wątpliwości. Tym, którzy może chcieliby coś zmienić w swoim rodzicielstwie ale nie wiedzą co, jak i czy to na pewno słuszne. Autorka nazywa wprost lęki kobiet, uświadamia, że nie są same w swoich wątpliwościach i pociesza, że zawsze jest czas na naprawę gdy coś skrzypi.
Choć nie jest to stricte poradnik dla rodziców, absolutnie trafia na półkę Biblioteczka Rodzica i to na najwyższą pozycję.
A wiecie dlaczego? Bo pierwsze spotkanie z RB przebiegło w niewłaściwy sposób, uprzedziłam się z powodu wszystkich tych rzeczy którymi obrasta sam termin. A przecież nie jest to lista obowiązków, nikt nie zmusza do spania razem, do wychowywania dzieci bezstresowo, do chodzenia boso po rosie i rodzenia na polanie. Z każdej filozofii, z każdego nurtu można wziąć tylko to, co dla nas dobre, co pozostaje w zgodzie z naszym światopoglądem czy stylem rodzicielskim.
To wszystko świetnie wyjaśnia Agnieszka Stein w swojej książce "Potrzebna cała wioska", mówi dlaczego ten styl życia ma taki sobie PR. A była to pierwsza książka o tej tematyce z jaką się spotkałam (inne teksty autorki znajdziesz tutaj). Co dziwne, porwała mnie totalnie, dziwne bo nigdy nie było mi bliskie wszystko to o czym piszę wyżej. A Agnieszka Stein podchodzi do tematu z zupełnie innej strony, to od niej dowiedziałam się co leży u podstaw, okazało się, że to najbardziej elementarne założenia jakimi w pierwszym odruchu kieruje się każdy rodzic. Bo nawet jeśli dajesz dziecku karę, to w pierwszej chwili masz ochotę ją odpuścić, nie chcesz wcale sprawiać przykrości najważniejszemu człowiekowi w swoim życiu, nie? Ale analiza prowadzi nas chwilę później w różnych kierunkach...
"Potrzebna cała wioska" to rozmowa dwóch psychologów, jednocześnie dwóch mam, przy czym jedna występuje w roli specjalisty, druga zadaje pytania. Właściwe pytania. A odpowiedzi są zaskakujące, oczywiste i niewiarygodne jednocześnie... Oj, długo by opowiadać. Otworzyła mi oczy na drogę, jaką zapragnęłam pójść w swoim macierzyństwie dlatego chcę bardzo, bardzo polecić ją wszystkim tym, którzy mają wątpliwości. Tym, którzy może chcieliby coś zmienić w swoim rodzicielstwie ale nie wiedzą co, jak i czy to na pewno słuszne. Autorka nazywa wprost lęki kobiet, uświadamia, że nie są same w swoich wątpliwościach i pociesza, że zawsze jest czas na naprawę gdy coś skrzypi.
Choć nie jest to stricte poradnik dla rodziców, absolutnie trafia na półkę Biblioteczka Rodzica i to na najwyższą pozycję.
Ja też swoją przygodę z poznaniem RB rozpoczęłam od Agnieszki Stein. Bardzo mnie ona zbliżyła do tego nurtu, nazwała po imieniu rzeczy, które nosiłam w sobie od dawna, nie znając dla nich definicji. Kiedy zakończyliśmy w Frankiem współspanie (miał 2 lata i 2 miesiące, 2 tygodnie wcześniej zdecydowaliśmy o nocnym odstawieniu od piersi, a on sam zadecydował, że chce spać w swoim pokoju) nie poczułam, że oddalam się od RB. Wręcz przeciwnie, utwierdziłam się w przekonaniu, że dobrze robiliśmy, reagując cały czas na potrzeby wszystkich członków rodziny. Wszyscy jesteśmy ważni.
OdpowiedzUsuń