Przejdź do głównej zawartości

Chustonoszenie - nowa stara moda?





Chusta nie zawładnęła naszym życiem, nie stała się też stylem bycia czy znakiem rozpoznawczym.
Ale wniosła wiele pozytywnego i choć nie udaje mi się wykorzystywać jej tak jak bym sobie tego życzyła, nie sposób nie powiedzieć o niej wielu dobrych rzeczy.











Przede wszystkim pozwoliła mi poczuć, że robię dla Malutkiej coś naprawdę dobrego. Bo przecież o chustowaniu czyta się wyłącznie w superlatywach (ciepło, bliskość, bicie serca, poczucie bezpieczeństwa...). To sprawiało że czułam się z tym świetnie.
Nie mogę pominąć także oczywistych korzyści - Ona w niej po prostu spała! I to nie po godzinie noszenia, ale prawie natychmiast. Chusta pomagała mi ukoić ją kiedy miała zły dzień, kiedy nie mogła spać a mnie bolały ręce od noszenia.
Pozwalała i także zwyczajnie zrobić cokolwiek innego w tych najtrudniejszych pierwszych miesiącach - zrobić sobie kanapkę, wynieść stertę obrzyganych pieluch do prania, jakkolwiek ogarnąć przestrzeń i siebie samą.




Czy chusta ma minusy? Jasne, jak wszystko inne.

Np. niełatwo się przełamać i wyjść między gapiących się ludzi, bo maluszek "przywiązany do mamy" wciąż budzi zainteresowanie, choć chustujących mam widzę coraz więcej.
Samo opanowanie wiązań też łączy się ze stresem (Czy dam radę? Czy nie zrobię dziecku krzywdy? Czy jeśli zamotam nas źle to uszkodzę mu kręgosłup?) chociaż wytrwałość i spokój sprawiają, że ten etap dość szybko się przeskakuje. Tutoriale są w sieci, dostępne dla każdego i od ręki, nie trzeba więc instruktora (choć jest oczywiście bardzo pomocny!).
No i koszty, co dla młodych rodziców nie jest wcale sprawą bez znaczenia. Dobra chusta kosztuje i to sporo, nawet używany egzemplarz to koszt od 200zł wzwyż.
No i najważniejsze i najbardziej przerażające. Dziecko może zwyczajnie nie polubić chusty. Zwykle niechęć pojawia się później gdy dziecko podrośnie i już "ma coś do powiedzenia", bo motanie jest niewygodne, bo chusta krępuje... Ale opór zwykle udaje się przełamać, dziecko uspokaja się zwykle gdy już pewnie siedzi w chuście.
Ale wiadomo, ryzyko że będzie się darło przy każdej próbie noszenia zawsze istnieje...



Wciąż chustujemy, raz częściej, raz rzadziej. Chciałabym częściej ale moja Glizda należy do nadaktywnych, woli szaleć niczym nieograniczona. Ale powoli to się zmienia, dostrzega korzyści z "jeżdżenia na mamie" jak ja to nazywam. Może przecież oglądać świat z góry, a to nie lada atrakcja.

Marzy mi się że chusta zastąpi kiedyś wózek który Młoda tak kocha, zwłaszcza że uczę się nowych, wygodniejszych wiązań. Przywykłam do spojrzeń (zwykle przychylnych), teraz śmiało odpowiadam na nie uśmiechem, nie peszą mnie już. No i najważniejsze - należę do społeczności dzięki której częściej wychodzę z domu, w taki czy inny sposób rozwijam się jako mama-kangurzyca, jest to fajne, oryginalne.
Jeśli jesteście z Wrocławia polecam gorąco grupę na FB Chusty Wrocław oraz chustomeety organizowane przez fantastyczną instruktorkę. Można wymienić się doświadczeniami z innymi mamami, nauczyć się motać za free... Pobyć wśród ludzi :)
A więc noście się!

c.d.n.

Komentarze