
Bywało że irytowałam się kiedy Nula miała "te dni". Nie mogłam zrobić w domu absolutnie niczego, nie było obiadu, do toalety także nie mogłam sama pójść. To może męczyć, taka prawda.
Ale przyszedł też dzień, kiedy zdałam sobie sprawę z tego, jak szybko moje dziecko rośnie, jak nam czas ucieka i jak bardzo Ono się zmienia. Będzie potrzebować mnie coraz mniej, aż w końcu powie "mamo, nudzę się, idę do koleżanki". I tyle ją widzieli.
Dlatego dziś stanowczo wolę potulić się z moją przylepą niż mieszać w garach ;) Zawsze można kupić coś gotowego lub zamówić pizzę, a tych wspólnych chwil już nie odzyskamy. Więc pozwólmy sobie na miłość, dopóki trwa i dopóki jest taka pulchna i słodka :D
U nas "te dni" trwają już od kilku miesięcy... Ale próbuję być cierpliwa i wyrozumiała. Próbuję wypełniać moją rolę najlepiej jak potrafię, dając tyle ciepła i bliskości, ile moje dziecko potrzebuje. Gary i mop poczekają, a te chwile miną szybciej niż nam się wydaje.
OdpowiedzUsuń